Update: 16/05/2024
Wrzuciłem na jepiwke, ale sobie zarchiwizuje, bo niezbadane są wyroki cukierberga.
Zasadniczo #prawienikogo, ale jako że piwko w temacie udało się ogarnąć, a dziś akurat okrągła, 15 rocznica opisywanych wydarzeń, to rys historyczny mały w ramach tła dla „Thermostat Incident”. Jeśli TLDR, to recka na samym dole…
Fakty AD 2009 powiązane mniej lub bardziej z tematem
- Najczarniejsze lata lambikowe skończyły się zaledwie dekadę temu, niemniej dzisiejszy boom dopiero się powoli rozkręcał.
- HORAL (z bardzo aktywnym udziałem Armanda jako przewodniczącego) istnieje zaledwie od 12 lat.
- 3 Fonteinen jest browarem – a nie blendernią – od 11 lat. Zresztą pierwszym nowym browarem lambikowym od 80 lat.
- Instalacja do warzenia nadal jest niespłacona w banku.
- 3F od kilku zaledwie lat ogarnia eksport jakikolwiek, zasadniczo śladowy eksport.
- 3F zatrudnia okrągłą liczbę pracowników: zero.
- W 2008 na rynek trafiło 800 hektolitrów piwa z 3f (dla porównania: to poniżej 3% tego, co Pinta w 2023, niemniej w świecie prawilnych lambików te kilkanaście lat temu można postrzegać owo 800 hl jako sukces).
Thersmostat Incident
16 maja 2009. Beersel (jeszcze nie Lot). Po otwarciu drzwi do leżakowni pełnej refermentujących butli Armand poczuł uderzenie gorąca. Powinno być 18’C, było 60’C. To są okolice temperatury pasteryzacji. W środku komplet butli, które czekały na swój czas wyjścia na rynek – zależnie od źródła czy wywiadu – 75 do 100 tysięcy. Wrażenie potęgowały odgłosy wybuchających kolejnych butelek (ostatecznie wybuchło około jednej trzeciej wszystkich).
Zasadniczo oznaczało to dla Armanda bankructwo 3F. Skale katastrofy udało się nieco ograniczyć na różne sposoby:
- Beczki były w innym pomieszczeniu – blendy piw z nich wyszły dość szybko na rynek jako ekskluzywne i jak na tamte czasy – drogie, bo ratujące browar Armand 4 Seasons – schodziły doskonale, kupujący wiedzieli, że pomagają uratować 3 Fonteinen.
- Butelki geuze, które nie eksplodowały, po zlaniu i przedestylowaniu wyszły na rynek jako Armand’ Spirit – niemała część pracy w temacie wykonana nieodpłatnie przez wolontariuszy.
- Inne lambikarnie wstrzymały się z rozliczeniami za brzeczkę / lambiki na zasadzie „zapłacisz jak będziesz mógł”.
- Zaprzyjaźnione browary (Dogfish, Birra del Borgo) wypuściły piwo, z którego część zysku szła do 3f.
- Instalacja do warzenia (jeszcze nie w pełni spłacona) została sprzedana w 2011.
Wszystko powyższe wystarczyło na styk do uniknięcia bankructwa i wyprowadzenia 3f znów na prostą. Pojawił się współpracownik i uczeń (Michaël Blancquaert), w 2012 kupiono nową instalację do warzenia, pojawiły się plany rozwoju…
Oude Kriek (butelkowanie 31 marca 2009)
Gdzieś w kącie leżakowni w trakcie Thermostat Incident było kilka skrzynek z butelkami ostatniego zabutelkowanego piwa, tego właśnie jak w tytule. Żadna z nich nie wybuchła. Może w tym kącie akurat nie było aż tak gorąco? Armand wraz z pomagającymi mu ogarnąć temat przyjaciółmi, jedną z butli otworzyli i pełne zdziwko, bo wszyscy uznali, że ów niemal podgotowany kriek jest inny od zwykłego, ale bardzo fajny, intensywniejszy, ciekawszy.
W wyniku powyższego „tastingu” te kilka skrzynek to jedyne „uratowane” z fatalnego incydentu piwa. Sumaryczna liczba butli okryta tajemnicą, ale prawdopodobnie dwucyfrowa lub nieco ponad setka. Odkupili je (wszak również pomagając Armandowi) Kurt i Yves Panneels z In de Verzekering tegen de Grote Dorst. Byli na tyle zaskoczeni, że to piwo jest smaczne, że Yves posłał kilka butelek do laboratorium, żeby się dowiedzieć, co tam właściwie w środku zaszło, czy coś i co przeżyło, czy jakieś niecodzienne reakcje miały niejsce… Niestety – mimo nagabywania – nie przyznał się, czego się dowiedział.
Butelek było na tyle mało, że nawet nie pojawiły się na liście piw w Grote, czasem bracia częstowali znajomych, czasem na jakichś aukcjach charytatywnych itp. Amerykance ochrzcili po swojemu te butle: „Hot Cherry”. No i cud – udało się jedną zdobyć i to prosto od pierwotnych właścicieli. A że dziś rocznica, minęło okrągłe 15 lat, to pozwoliłem sobie owo piwo wypić.
Recenzja:
No cóż, praktycznie płaski, ewidentnie też za swoim prime time, mający jakieś piwniczno-grzybowe aromaty. Na szczęście wiśnie (cokolwiek konfiturowe) i nieco skórzanej dzikości obecne. Nie ma octu. Zasadniczo: dużo to mniej smaczne niż świeże krieki z 3f czy innych lambikarni. Czyli 5 na 5 za kawałek historii. Gdyby nie historia, to jakieś 2.5 na 5. Naturalnie rozważania o cudownym wpływie 60’C nie mają najmniejszego sensu. Nie polecam. 😊
PS: Etka praktycznie się nie zmieniła porównując z nowszymi paper label, 5% zmieniło się na 6% chyba w 2015 dopiero. Korek jeszcze noname, za to wytrzymał te naście lat koncertowo.